Subiektywny blog o tatuowaniu.
Symbolice, stylistyce i technice w tatuażu.
Prowadzony przez tatuatora.

środa, 26 listopada 2014

ŻRÓDEŁKO, czyli jak się to wszytko zaczyna

Wstęp już za mną, a więc pora przejść do konkretów :)

Ten wpis chciałabym poświęcić  ŹRÓDŁOM.

Każda pasja musi mieć swój początek, swoje źródło. Źródło takie czasem przeradza się w rwącą rzekę, a czasem (niestety częściej) w wysychający strumyk.

Wiele osób swoją przygodę z tatuażem zaczyna trochę z przypadku.
Często ktoś namawia taką osobę na naukę, widząc w niej duży potencjał.
Czasem sama zainteresowana osoba widzi w sobie duży potencjał i idzie do studia tatuażu, prosząc o możliwość podjęcia nauki.
Często są to osoby bez wykształcenia plastycznego, ale za to z wielkim talentem.
Często także są to osoby bez wykształcenia plastycznego oraz bez talentu.

TERAZ TROCHĘ O MNIE, CO BY PRZYBLIŻYĆ SWOJĄ OSOBĘ :)

W moim przypadku zainteresowanie tatuażem pojawiło się na studiach.
Jedna ze starszych koleżanek pisała wówczas pracę magisterską na temat tatuażu.
Wcześniej nie miałam kontaktu z tatuażem, nie bardzo mnie to interesowało, prawdopodobnie z tego względu, że projekty tatuaży (a był to początek wieku, rok 2002) były na żenująco niskim poziomie.

Przez dłuższy czas miałam duży dystans do tej formy sztuki. Wokół tatuażu narosło wiele odpychających stereotypów. Że wiadomo...pokręceni, dziwaczni ludzie (koleżanka pisząca wyżej wspomniana pracę magisterską była trochę pokręcona; miała tunele w uszach i dredy ;) sobie TO robią, albo recydywiści, albo wariaci.
Jakkolwiek...to był pierwszy kontakt, małe ziarenko. Ziarenko, jak to ziarenko, jak się podlewa, to rośnie. Moje podlewanie polegało na obserwacji rynku tatuatorskiego, śledzeniu trendów, oglądaniu gazetek, wyszukiwaniu informacji na temat lubianych i coraz bardziej cenionych (głównie zagranicznych) artystów tatuatorów.

Najbardziej fascynowało mnie jednak pytanie:
JAK SIĘ TO ROBI NA LUDZKIEJ SKÓRZE?

Na studiach plastycznych były zajęcia z malarstwa, rysunku. Rysowałam i malowałam na murze, płótnie, pilśni, desce, papierze. Jednak ludzka skóra i coś, co trwa na niej aż do śmierci, to było nowe wyzwanie. Świadomość tego, że dana osoba będzie nosić mój malunek do końca życia (wtedy jeszcze nie było mowy o usuwaniu laserowy, czy też nikt w Polsce o tym nie słyszał) pobudzała wyobraźnię.

Do działania zainspirował mnie świeżo wykonany tatuaż mojej przyjaciółki Magdy (pozdrawiam ptaka :), rozmowy z nią o tatuażu (obie studiowałyśmy na tej samej uczelni artystycznej) oraz w największej mierze prace wybitnych artystów tej dziedziny, takich jak, m.in. Pietro Sedda czy Mikael'a de Poissy.



To co oni wyczyniają na ludzkiej skórze, to, że można osiągnąć efekt podobny do malarskiego płótna, było fascynujące. Widząc tak piękne prace postanowiłam zająć się tatuażem na poważnie, jako medium, gdzie ludzka skóra staje się płótnem, a maszynka pędzlem.

Wtedy jeszcze nikt z moich znajomych, rodziny nie wierzył, że mi się uda.
I tu moja rada dla wszystkich początkujących.

RADA DLA WSZYSTKICH POCZĄTKUJĄCYCH:
Nigdy nie sugerujcie się tym, co mówią inni, a tym co mówi własny instynkt...aczkolwiek, jeżeli nie umiecie rysować, wtedy posłuchajcie innych, może mają racje.

Wracając do mojej skromnej osoby ;)

W międzyczasie polski rynek tatuażu zaczął się rozrastać, wskakiwać na wyższy poziom, aż w końcu tatuaż stał się formą sztuki na równi z innymi dziedzinami. 

A ja zawzięłam się i postanowiłam zostać tatuatorem.
Była droga przez sympatyczny staż i pracę w dość kiepskim studio.

Nie mi oceniać, czy mam talent, czy nie, czy się nadaję, czy nie. Ważne jest to, że tatuowanie ciągle i niezmiennie sprawia mi przyjemność. Do dziś borykam się z tym medium, jakim jest skóra i maszynka i z problemami, jakie to połączenie niesie. Nie opanowałam oczywiście wielu rzeczy, w zasadzie można powiedzieć, że jestem na początku drogi. Czuję jednak, że moje źródełko zaczyna przybierać formę rzeki, a woda w nim wzbiera.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz